







Zobacz:
|
Opowiadania - Niebieskie migda³y
*
Zaczê³a zwierzaæ siê przyjació³ce. S³owa wyp³ywa³y z niej jak
lawina. Ewidentnie chcia³a siê wygadaæ, musia³a siê wygadaæ.
Komukolwiek, wa¿ne, ¿eby kto¶ chcia³ jej pos³uchaæ. Rozmawia³am z
Grze¶kiem i jemu te¿ opowiada³am o nim, rozmawiaj±c czu³am, ¿e to
siê nie skoñczy dobrze, czu³am, ¿e co¶ siê ¶wiêci, kiedy
wypowiada³am wszystkie s³owa. Dobrze nie by³o od dawna, a ja nie
umia³am zakoñczyæ tej znajomo¶ci. Nie mia³am serca, bo za bardzo
mi na nim zale¿a³o. Tym bardziej, ¿e chyba siê w nim zakocha³am.
Ale przecie¿ to i tak nie mia³o ¿adnego znaczenia! Nigdy nie
mia³o! I nigdy o tym siê nie dowiedzia³. I chyba dla mnie ca³e
szczê¶cie. – Rozp³aka³a siê nagle wiedz±c, ¿e p³acz wcale jej nie
pomo¿e. £agodny dotyk d³oni jej przyjació³ki przyniós³ na chwilê
ukojenie. A potem dalej zaczê³a mówiæ, uspokoiwszy siê nieco. –
Wiesz, kiedy¶ my¶la³am, ¿e to do czego¶ zmierza, ¿e wci±¿ idziemy
do przodu, ale stanêli¶my w pewnym momencie w miejscu, zaczê³o siê
psuæ. Coraz rzadziej ze sob± rozmawiali¶my, coraz rzadziej
wysy³ali¶my do siebie listy. A przecie¿ tak mi zale¿a³o, ale mo¿e
w³a¶nie dlatego, ¿e mi tak na nim zale¿a³o wszystko siê popsu³o? A
mo¿e ju¿ nie umia³am sob± go zainteresowaæ? A mo¿e dlatego, ¿e
pozna³ mnie prawie na wylot i nie by³o ju¿, czego odkrywaæ? –
Rozp³aka³a siê znów, jakby chcia³a przywo³aæ wszystkie swoje
wspomnienia. – Przecie¿ jest czê¶ci± mojego nieistniej±cego
¶wiata! Do którego tylko on mia³ wstêp, nikt inny. Wiem, ¿e czasem
takie zabiegi s± nieskuteczne i chyba w³a¶nie siê to spe³ni³o... –
Wyci±gnê³a chusteczkê z torebki, wycieraj±c rozpaczliwie rozmazany
po twarzy makija¿. – Przecie¿ to nie jest ju¿ istotne, nic ju¿ bez
niego nie ma sensu i swojego znaczenia. Wiesz, ¿e napisa³am o
naszym spotkaniu? Mam je tu gdzie¶ to wszystko spisane, chcesz
pos³uchaæ? – Wyci±gnê³a z torebki plik zapisanych kartek. –
Zakoñczenie napisa³am na samym pocz±tku, teraz wiem, ¿e nie
powinnam by³a tego robiæ. Chyba je sobie wykraka³am. Wykraka³am
nasze zakoñczenie. Zakoñczenie tej znajomo¶ci. Najbardziej
nienawidzê w sobie, wiesz, czego? Tego w³a¶nie, ¿e potrafiê tak
piêknie wszystko schrzaniæ!
**
- No, ju¿ dojecha³am. Zejd¼ na dó³. – Zadzwoni³a do niego,
zaparkowawszy samochód niedaleko jego bloku. Wysiad³a z samochodu,
zak³adaj±c p³aszcz. Czeka³a. Niecierpliwie czeka³a. Zauwa¿y³a go
wychodz±cego z klatki. U¶miechnê³a siê. To on! Czu³a jak z ka¿dym
jego krokiem zaczynaj± dr¿eæ jej rêce schowane w kieszeniach
p³aszcza. Szed³ powoli, z zarzuconym plecakiem na ramiê,
przypatrywa³ siê jej nie wiedz±c, czy ta kobieta, stoj±ca przy
samochodzie, w ciemnozielonym krótkim p³aszczyku, to w³a¶nie ta, z
któr± mia³ siê spotkaæ i spêdziæ weekend w górach. Nie pasowa³a do
wizerunku, jaki stworzy³ w swojej wyobra¼ni, pomimo wcze¶niej
przys³anych przez ni± zdjêæ. Ale kiedy ruszy³a w jego stronê
wiedzia³ ju¿, ¿e to w³a¶nie ona. Z szerokim u¶miechem na twarzy
podesz³a do niego, spotkali siê w po³owie drogi. Czu³ jak bardzo
zaczyna biæ mu serce.
- Witaj. Cieszê siê, ¿e nareszcie mo¿emy spotkaæ siê na ¿ywo. –
Szeroki, serdeczny u¶miech nie schodzi³ z jej twarzy.
- Cze¶æ. – u¶miechn±³ siê krzywo. - Nie s±dzi³em, ¿e tak szybko
przyjedziesz… Ale jak widzisz jestem spakowany i przygotowany na
ten wyjazd. – wyci±gn±³ do niej swoj± d³oñ na przywitanie,
zignorowa³a j±. Przez chwilê poczuli niezrêczno¶æ sytuacji.
- Nie u¶ciskasz mnie? – Zapyta³a jednak z rozbrajaj±cym ¶miechem i
podesz³a do niego jeszcze bli¿ej. U¶cisnêli siê serdecznie, tak
jakby nie by³o to ich pierwsze spotkanie.
- Chod¼, wpakujemy do samochodu twój plecak i pojedziemy. – Czu³a,
¿e przygl±da siê jej spod oka.
- Piêtna¶cie sekund wystarczy mê¿czy¼nie, by oceniæ kobietê. Jak
wypad³am? – Spyta³a siê z przekor± w g³osie, zauwa¿ywszy jego
wzrok
- No có¿. Jakby ci to powiedzieæ, w moim wieku to ty nie jeste¶,
ale a¿ taka stara to te¿ nie.– Roze¶mia³a siê, ubawiona jego
z³o¶liwo¶ci±, znaj±c j± przecie¿ na wylot. Otworzy³a baga¿nik i
pozwoli³a mu wrzuciæ do niego plecak. Po raz kolejny spotkali siê
wzrokiem, onie¶mieleni nagle swoj± rzeczywist± obecno¶ci±.
- To jest ta twoja bryka, o której tyle mi opowiada³a¶? – Zapyta³
siê jej patrz±c na samochód, czuj±c, ¿e musi powiedzieæ cokolwiek.
- Tak, to jest to w³a¶nie moje wypieszczone autko. – U¶miechnê³a
siê czule do swojego ma³ego samochodziku. – To co, gotowy jeste¶?
Mo¿emy jechaæ? – Zmieni³a temat. Przez chwilê przypatrywa³ siê jej
samochodowi, jakby nigdy wcze¶niej nie widzia³ takich na ulicy. -
Tak, wsiadajmy. – Powiedzia³ po chwili i u¶miechn±³ siê do niej.
Wsiedli, wci±¿ czuj±c lekkie skrêpowanie zaistnia³± sytuacj±. Mimo
wszystko oboje nie byli przygotowani na takie wra¿enia, pomimo
wcze¶niej prowadzonych rozmów na temat spotkania. Lekko dr¿±c±
rêk± odpali³a samochód.
- Nie wiem jak ty, ale ja jestem zdenerwowana. – Przyzna³a siê
nagle zak³opotana, jakby chc±c siê wyt³umaczyæ. – I nie wiem, co
mam powiedzieæ. A przecie¿ jakby nie by³o znamy siê ju¿ tyle
czasu… – u¶miechnê³a siê do niego niepewnie. – Naczyta³am siê
przed wyjazdem g³upot o pierwszych spotkaniach w realu i chyba
dlatego nasze spotkanie trochê wytr±ci³o mnie z równowagi. I
zaczê³am nagle intensywnie siê zastanawiaæ, o czym bêdziemy
rozmawiaæ. A przecie¿ wcale nie musimy tego robiæ, bo chodzi o to,
by spêdziæ ze sob± trochê czasu, i przecie¿ jaki¶ temat zawsze siê
pojawi, prawda? – wyrzuci³a z siebie wszystkie s³owa z prêdko¶ci±
karabinu, skupiaj±c uwagê na drogê, któr± wyje¿d¿ali z jego
miasta. Czu³a przy tym, ¿e wci±¿ jest przez niego obserwowana i
coraz bardziej j± to niepokoi³o. Niezrêczno¶æ ustêpowa³a miejsca
ciekawo¶ci.
- Dlaczego tak siê przygl±dasz? – Odwa¿y³a siê zapytaæ.
- Bo rzeczywisto¶æ mo¿e byæ zaskakuj±ca i próbujê w tej chwili
zweryfikowaæ wszystkie swoje wyobra¿enia na twój temat.
- Ale chyba nie jeste¶ rozczarowany? Bo to by³aby tragedia! –
Roze¶mia³a siê g³o¶no.
- Rozczarowany? Nie, chyba nie, ale zapewne i tak chwilê potrwa
zanim rzeczywisty obraz przewa¿y nad wyobra¼ni±. Cz³owiek zawsze
sobie wyobra¿a ró¿ne rzeczy na temat osoby, której nigdy wcze¶niej
nie widzia³. – Zastanowi³ siê przez chwilê szukaj±c odpowiednich
s³ów. – A ty, pewnie te¿ masz w sobie jakie¶ wyobra¿enia na mój
temat? – Zapyta³ siê, spogl±daj±c na ni± z ukosa.
- No niby s±, ale one dla mnie nie s± najwa¿niejsze. Dla mnie
najwa¿niejsze jest to, co cz³owiek ma tu, w g³owie – wskaza³a
palcem na swoj± kszta³tn± g³owê - Choæ nie ukrywam, ¿e przecie¿
wygl±d zewnêtrzny te¿ jest wa¿ny. Ale to kwestia tego, czego
oczekujemy od drugiej osoby i kim ma byæ dla nas samych.
Rozumiesz, co mam na my¶li? – Odpowiada³a, sprawnie kieruj±c
samochodem.
- Nie odpowiedzia³a¶ na moje pytanie. – Roze¶mia³ siê nagle. –
Zawsze to robisz, nigdy nie odpowiadasz mi wprost. Mam jednak
nadziejê, ¿e podczas tego wyjazdu nauczê ciê tego – u¶miechn±³ siê
do niej.
- Nie wiem, czy bêdziesz w stanie zmieniæ moje przyzwyczajenia w
ci±gu zaledwie kilkunastu godzin. – Odpowiedzia³a mu ¶miechem.
Zak³opotanie i niezrêczno¶æ nagle zniknê³y, znów by³o tak, jak
podczas ich wszystkich rozmów. Czu³a, ¿e ta podró¿ bêdzie
wyj±tkowa, nie tylko ze wzglêdu na miejsce przeznaczenia, ale
tak¿e na osobê. Sta³ siê jej bardzo bliski odk±d zaczêli ze sob±
rozmawiaæ, te kilkana¶cie wspólnie spêdzonych miesiêcy zaowocowa³o
przyja¼ni±.
A ostatnio podjêta decyzja, by wspólnie wyruszyæ w góry i spotkaæ
siê w rzeczywisto¶ci mia³a wzmocniæ lub zweryfikowaæ ich
znajomo¶æ.
Oboje zdawali sobie sprawê, ¿e wcale mo¿e im siê nie udaæ, ¿e
rozstan± siê z decyzj±,
¿e nigdy wiêcej siê nie spotkaj±, ale przecie¿ wcale nie musia³o
tak byæ.
- Powiedz mi, do kogo my w koñcu jedziemy, bo tego te¿ siê od
ciebie jeszcze nie dowiedzia³em? – Zapyta³ siê nagle.
- Ha! To s± dawni moi dobrzy znajomi, jeszcze ze studiów. Wiesz,
¿e to by³o na naszym roku pierwsze ma³¿eñstwo? Po studiach
wyjechali w góry i tam zbudowali dom, który potem przerobili w
pensjonat. A ¿e od nich do Zakopanego nie jest daleko, wiêc
stwierdzi³am, ¿e to bêdzie najlepsze miejsce na nasz± bazê
noclegow±. Przy okazji nagadam siê z nimi za wszystkie czasy,
je¶li znajdziemy chwilê, by w ogóle ze sob± pogadaæ.
- A oni w ogóle wiedz±, ¿e przyje¿d¿asz? I to w³a¶ciwie nie sama?
– Zaniepokoi³ siê.
- Oczywi¶cie, ¿e wiedz±. Utrzymujemy ze sob± sta³y kontakt, jakie¶
dwa czy trzy lata temu, co prawda, by³am u nich po raz ostatni,
ale dzwonimy do siebie czêsto. Tak wiêc nie masz, o co siê
martwiæ. – Zapewni³a go.
- Ale czy o mnie co¶ wiedz±? Mówi³a¶ im co¶ o mnie?– Nie dawa³ za
wygran±.
Chwilê siê zastanowi³a, nie wiedz±c, co mu powiedzieæ. Tak, jakby
chcia³a ukryæ przed nim prawdê.
- Wiedz±. Oczywi¶cie, ¿e im o tobie opowiada³am. Ale nie martw
siê, same dobre rzeczy. – Roze¶mia³a siê serdecznie, spogl±daj±c
na niego. Ch³opak naburmuszy³ siê, pokazuj±c, ¿e nie jest z tego
zadowolony. - No chyba ciebie to nie martwi? – Teraz zaniepokoi³a
siê ona.
- Nie bardzo lubiê, kiedy kto¶ o mnie opowiada rzeczy, o których
nie mam pojêcia.
- A co, wa¿ne jest dla ciebie, co kto o tobie pomy¶li? –
Zaniepokoi³a siê ju¿ na powa¿nie i z niepokojem na niego
spojrza³a.
- Nie, to akurat nie jest dla mnie wa¿ne, ale nie lubiê jak siê o
mnie rozmawia za moimi plecami. Lubiê mieæ wszystko pod kontrol±.
Ale je¶li mówi³a¶ o mnie w samych superlatywach, to w porz±dku.
Nic ju¿ wiêcej nie mówiê. – Rozchmurzy³ siê.
Zapad³a nagle miêdzy nimi cisza, jakby skupili siê na w³asnych
my¶lach.
Powoli doje¿d¿ali do miejscowo¶ci, w której mieli siê zatrzymaæ. I
oboje czuli siê coraz bardziej niepewnie.
*
- Wyobra¿asz sobie, ¿e kiedy¶ my¶la³am, ¿e naprawdê tak siê
stanie? – Przerwa³a nagle czytanie opowiadania. Matylda spojrza³a
na ni±, chc±c j± jako¶ pocieszyæ. – Wyobra¿a³am sobie tysi±ce
scenariuszy takiego spotkania i tysi±ce miejsc na nie, ka¿de by³o
nie takie, jakie powinno byæ, ale wci±¿ przynosz±ce nadziejê,
u¶miech, marzenia. Ba! Fantazje nawet na ten temat. One chyba
najskuteczniej powodowa³y, ¿e pojawia³ siê na mojej twarzy
rozczulaj±cy, a¿ do bólu, u¶miech. – przez chwilê my¶la³a nad
swoimi wspomnieniami. – A teraz, gdzie to wszystko jest? Tylko na
papierze! – krzyknê³a nagle, jakby chcia³a ca³y swój ból wyrzuciæ
z g³owy i znów siê rozp³aka³a …
**
Zajechali na posesjê tr±bi±c g³o¶no klaksonem, informuj±c tym
samym o swoim przyje¼dzie. Anna wybieg³a przed dom i z rado¶ci±
podesz³a do samochodu, z którego wysz³a drobniutka kobieta i m³ody
ch³opak.
- Nie wierzê! Ju¿ jeste¶!! Mówi±c szczerze spodziewali¶my siê
ciebie trochê pó¼niej! – Anna objê³a silnym ramieniem drobn±
postaæ swojej dawno niewidzianej przyjació³ki. – Ale strasznie siê
cieszê, ¿e zdecydowa³a¶ siê do nas przyjechaæ! – nie pozwala³a
doj¶æ do s³owa, strzelaj±c nimi jak z karabinu maszynowego,
zupe³nie podobnie jak jej przyjació³ka. – A to jest, jak siê
domy¶lam, twój przyjaciel, o którym tyle mi opowiada³a¶? – Swoje
spojrzenie i u¶cisk silnych ramion skierowa³a na onie¶mielonego
ch³opaka. Ale bez przeszkód pozwoli³ siê u¶ciskaæ, dzisiejszego
dnia po raz drugi, co dla niego stanowi³o ogromny prze³om w swoich
przekonaniach. Nie nale¿a³ do osób, które przepadaj± za tak± form±
powitañ. Jemu wystarczy³by tylko u¶cisk rêki, tak po mêsku, a nie
takie babskie przytulanie. Mia³ jednak siê przekonaæ, ¿e to wcale
nie jest takie z³e i ca³kiem naturalne u niektórych osób, a
zw³aszcza dla niej. To by³o jego pierwsze odczucie zwi±zane z ni±.
Nie spotka³ siê jeszcze, bowiem z nikim, kto by w tak naturalny
sposób reagowa³ na nowe osoby. A przede wszystkim tak
spontanicznie siê z nimi wita³. Wywo³a³o w nim to ogromne
zaskoczenie. Nie by³ przyzwyczajony do tego.
- Chod¼cie, poka¿ê wam wasze pokoje, przynajmniej zd±¿ycie siê
przed obiadem rozgo¶ciæ. Zaprowadzi³a ich do du¿ego, piêtrowego w
drewnie zbudowanego domu. Obie w tym czasie na szybko streszcza³y
sobie ostatnie wydarzenia, ¶miej±c siê przy tej okazji i ciesz±c
siê ze swojego spotkania.
- To jest twój pokój, mam nadziejê, ¿e bêdzie ci w nim wygodnie. –
Anna wskaza³a ch³opakowi ma³y, ale przytulnie urz±dzone
pomieszczenie. - W kominku mo¿esz oczywi¶cie napaliæ, je¶li
bêdziesz mia³ na to ochotê, ³azienkê masz o tu… – Anna pokazawszy
wszystko zagarnê³a ramieniem swoj± przyjació³kê – A ty chod¼ ze
mn±,
bo mam dla ciebie co¶ specjalnego. – i obie wysz³y z pokoju,
zostawiaj±c ch³opaka,
a same skierowa³y siê na inne piêtro. A kiedy Anna otworzy³a
drzwi, przed jej oczami ukaza³ siê bardzo znajomy pokój z widokiem
na góry.
- Sk±d wiedzia³a¶, ¿e bardzo chcia³am mieæ ten pokój? – Zapyta³a
Annê z nieukrywanym zachwytem. Przyjació³ka roze¶mia³a siê.
- Jak to, ja bym nie wiedzia³a, który pokój tobie daæ? Przecie¿
zawsze siê w nim zatrzymywa³a¶, to teraz mia³abym daæ ci inny? –
Wykrzyknê³a i nagle obie u¶cisnê³y siê mocno.
- Dziêkuje ci bardzo, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Ale
mam do ciebie pytanie…- zawiesi³a g³os i z niepokojem popatrzy³a
siê na Annê.
- No mów, nie krêpuj siê – u¶miechnê³a siê do niej.
- Czemu jemu da³a¶ pokój piêtro ni¿ej? - z nie¶mia³o¶ci± spojrza³a
na przewy¿szaj±c± j± wzrostem kobietê. Anna przez chwilê zaduma³a
siê.
- A czy to ma dla ciebie jakie¶ znaczenie? – Zapyta³a siê jej.
- W³a¶ciwie nie. Ale daleko bêdzie nam do siebie… – odpowiedzia³a
cicho.
- Czy wy…- nie zd±¿y³a dokoñczyæ.
- Nie, ale mog± siê zdarzyæ nocne pogaduchy do poduchy. Jakie¶
winko wypiæ…Potem ciê¿ko bêdzie trafiæ do swojego pokoju… –
roze¶mia³a siê nagle – Jestem nienormalna, co? – Anna zawtórowa³a
¶miechem i pokiwa³a g³ow±.
- Wiesz, co ci powiem, na tym piêtrze nie ma wiêcej jedynek!! –
Znów objê³a przyjació³kê ramieniem ¶miej±c siê do rozpuku z
udanego ¿artu. – Ale dla chc±cego nic trudnego, pamiêtaj. –
Mrugnê³a do niej. – A teraz zostawiam ciê sam±, rozpakuj siê,
odpocznij, a potem id¼ po swojego przyjaciela i przyjd¼cie na
obiad. Chyba jeszcze pamiêtasz, gdzie jest u nas jadalnia? –
U¶miechnê³y siê do siebie i kiwn±wszy g³ow± Anna wysz³a z pokoju,
cicho zamykaj±c drzwi. Podesz³a do okna, otworzy³a je i przez
chwilê wpatrywa³a siê w widoczne góry. Odetchnê³a rado¶nie i
zaczê³a siê rozpakowywaæ. Te kilka godzin jazdy samochodem da³o
siê we znaki i przez chwilê czu³a siê zmêczona. Ale tak, jak to
poczucie przysz³o, tak i szybko odesz³o, kiedy pomy¶la³a sobie o
jutrzejszym dniu i wêdrówce, jaka ich czeka³a. Góry. Wiedzia³a,
¿e to jest dobry pomys³. U¶miechnê³a siê do siebie i swoich my¶li.
**
- Daj rêkê, bêdzie ³atwiej ci przej¶æ. – wyci±gn±³ swoj± d³oñ w
jej stronê. Wêdrówka
w stronê Koziej Prze³êczy nie by³a wymagaj±ca, ale w niektórych
miejscach trzeba by³o bardzo uwa¿aæ. Do Koziej Prze³êczy trasa nie
by³a trudna, gorzej ju¿ na samym szlaku. Szli blisko siebie, nie
chc±c, by co¶ im siê sta³o. Trzeba by³o uwa¿aæ, szlak by³ w±ski i
¶liski, i ³atwo by³o po¶lizgn±æ siê na ¶liskiej pó³ce skalnej,
opadaj±cej w dó³. Uda³o im siê jednak to przej¶æ i dalej ju¿
ruszyli szlakiem do Kozich Czub. Na wierzcho³ku zrobili sobie
chwilê przerwy, by popatrzeæ na widok ¦winicy i Ko¶cielca. Przez
chwilê nic nie mówili, upajaj±c siê rozci±gaj±cym siê widokiem.
Pogoda by³a wy¶mienita, ale tak naprawdê
w ka¿dej chwili mog³a siê zmieniæ, jak to w górach. Byli jednak i
na to przygotowani.
- Wiesz, za to w³a¶nie kocham góry, bo kiedy jeste¶ na szczycie
twoje spojrzenie na ¶wiat bardzo siê zmienia. Cz³owiek czuje
wtedy, ¿e ¿yje. Nie masz tak?- Popatrzy³a nie niego. Przez chwilê
zastanawia³ siê nad odpowiedzi±.
- W takich momentach mnie zawsze chce siê ¶piewaæ, a w³a¶ciwie
wykrzyczeæ ca³± moj± rado¶æ, têsknotê i wiele innych uczuæ. To
jest takie dziwne i nie potrafiê tego wyt³umaczyæ. W mojej duszy
co¶ gra, co¶ takiego w³a¶nie, ¿e chcia³bym te góry obj±æ ca³ym
sob±. Tutaj w³a¶nie chcia³oby siê usi±¶æ i napisaæ najwiêksze i
najpiêkniejsze wiersze, takie jak u Tetmajera. Kiedy¶, mam
nadziejê, uda mi siê pochwyciæ ten klimat
i napisaæ o tym… – zamy¶li³ siê nad swoimi s³owami.
- Jest taki wiersz Tetmajera… „ Ponad dolin± siê rozwiesza
srebrzystoturkusowa cisza nieba w s³onecznych skrach. Patrzê ze
szczytu w dó³: pode mn± przepa¶æ rozwar³a paszczê ciemn±, patrzê w
dolinê, w dal…
- …I jako¶ dziwna miê pochwyca bez brzegu i bez dna têsknota,
niewys³owiony ¿al…”- dokoñczy³ za ni± cicho. Objê³a go nagle
ramieniem.
- Nie mo¿na siê smuciæ, kiedy tu jest tak piêknie. Trzeba siê
cieszyæ z ka¿dej prze¿ytej chwili, wiesz? – U¶miechnê³a siê do
niego, dotykaj±c delikatnie jego policzka wierzchem d³oni. Nie
zareagowa³ na tak± pieszczotê, ale ona wyczu³a, ¿e nie podoba mu
siê to i wziê³a rêkê speszona.
- Ale w³a¶nie ta têsknota za czym¶… – mówi³ dalej, nie pokazuj±c
ani jednym drgnieniem twarzy jak wielkie na nim to wywar³o
wra¿enie -…nawet nie umiem okre¶liæ za czym konkretnie –
kontynuowa³ - jest tak bardzo przyt³aczaj±ca wobec wielko¶ci tych
gór. Czujê siê taki malutki, czujê siê niczym i nikim. A
jednocze¶nie chcia³bym móc czym¶ siê wyró¿niæ w tym ¶wiecie
szarych ludzi. – Popatrzy³ na niebo. Przez chwilê milcza³, by znów
mówiæ. - To jest taki paradoks. Byæ kim¶ a jednocze¶nie nikim.
Chcia³bym móc wtopiæ siê w tê przyrodê, byæ jej czê¶ci±, ¿yæ tak,
¿eby nie byæ ograniczonym ¿adnymi barierami. I wiem, jestem
przekonany, ¿e kiedy¶ do tego dojdê. – Wyzywaj±co popatrzy³ na
ni±. U¶miechnê³a siê lekko zak³opotana. Wszystkie ich rozmowy
zawsze doprowadza³y do tego, ¿e ona w koñcu i tak nie wiedzia³a,
co powiedzieæ. Cisnê³y siê jej do ust same bana³y, ale on takich
przecie¿ nie potrzebowa³.
- Wymagasz od ¿ycia zbyt wiele. Naucz siê cieszyæ tym, co masz i
ulepszaj siebie. – Powiedzia³a jednak.
- Ba! ¯eby to by³o takie proste. To s± moje takie niebieskie
migda³y. Ka¿dy przecie¿ jakie¶ ma. Nawet ty. – Chwilê siê
zastanowia³ - Chcê ulepszaæ siebie, pracowaæ nad sob±, ale wcale
to nie jest takie ³atwe. – zacz±³ - A przecie¿ i tak wiele ju¿ siê
zmieni³o
we mnie. Ty tego nie widzisz, bo przecie¿ tak naprawdê nie znasz
mnie od tej strony. Nie wiesz, jakim cz³owiekiem by³em kiedy¶.
Dzisiaj wszystko wygl±da inaczej, jestem inny i inaczej ju¿ my¶lê.
Zupe³nie odmiennie podchodzê do wielu spraw, ni¿ kiedy¶.
Tak, zmieni³em siê, ale wci±¿ to nie jest to, co chcia³bym
osi±gn±æ. – Popatrzy³ na ni± spokojnym ju¿ wzrokiem, siadaj±c na
omsza³ym g³azie.
- A co chcesz osi±gn±æ? – Zapyta³a go zaciekawiona, przysiadaj±c
obok niego.
- Chcia³bym móc umrzeæ, ale nie tak fizycznie. Psychicznie.
Zapomnieæ o wszystkim, czego mnie nauczono, odrzuciæ to, co mi
wpojono, chcia³bym móc narodziæ siê z czystym umys³em i samemu
dokonywaæ wyborów. Nie byæ dziedzicznie ani spo³ecznie obci±¿onym.
Marzy mi siê wieczny spokój, taki gdzie nic i nikt nie bêdzie w
stanie go zm±ciæ. Taka jest w³a¶nie przyroda, tutaj w górach
czasem odczuwam to wspó³istnienie, wspó³granie wszystkiego ze
sob±. Wszystko ma tutaj swoje miejsce.
To takie odwieczne prawo natury i ja chcia³bym móc byæ jej
czê¶ci±. – Zamy¶li³ siê.
- My¶lisz, ¿e znajdziesz tê swoj± nirwanê? Bo tak to odbieram. Co¶
idealnego, co¶, co nie istnieje zapewne? Tê specyficzn± arkadiê? –
zapyta³a.
- To jest w³a¶nie to – odpowiedzia³ – trzeba próbowaæ zrealizowaæ
swoje idea³y, które czasem zderzaj± siê z rzeczywisto¶ci±, ale w
tym w³a¶nie widzê swój cel. D±¿yæ do tego sensu ¿ycia, ¿ycia,
które staje siê specyficznym sacrum bycia cz³owiekiem.
- A czym wed³ug ciebie jest to bycie cz³owiekiem? Na czym to
polega? – Zapyta³a go zaciekawiona.
- Bycie cz³owiekiem? – Zastanowi³ siê przez chwilê, podnosz±c z
ziemi kamyczki i rzucaj±c nimi przed siebie. – Widzisz tê
wêdruj±c± mrówkê? – Wskaza³ jej palcem przechodz±cego obok jego
buta robaka. - Idzie sobie bidulka z listkiem na plecach, d¼wiga
swój ciê¿ar nieustannie i wci±¿ gna do przodu, niewa¿ne s± dla
niej przeszkody, ma jeden cel, który musi zrealizowaæ. W mrowisku
nikt jej nie przywita z otwartymi rêkami, bo jest czê¶ci± swego
¶wiata. Naturaln± czê¶ci±. A potem znów pójdzie t± sam± drog± w
poszukiwaniu kolejnej zdobyczy. Nie ró¿nimy siê od siebie. Ona po
prostu jest i odejdzie wtedy, kiedy i na ni± przyjdzie kolej. I
pewnie jest tego ¶wiadoma. Tak jest i ze mn±, i z moim byciem
cz³owiekiem. Moje cz³owieczeñstwo polega w³a¶nie na tym, by byæ
¶wiadomym swego ¿ycia i do tego wci±¿ d±¿ê. – zamy¶li³ siê znów. -
A jakie s± twoje niebieskie migda³y? – Zapyta³ nagle. Tym razem
ona siê zamy¶li³a nad odpowiedzi±, popatrzy³a na góry, które od
wieków tu sta³y, nie zmieniaj±c siê prawie wcale.
- Moje niebieskie migda³y… to jest zwyk³e bycie, bez zak³adanych
masek na twarz, bez hipokryzji, czy sztucznie przyklejonych
u¶miechów. Bycie sob± w stu procentach, bez udawania, sztuczno¶ci
i bez fa³szu w jakimkolwiek sensie. A przede wszystkim, i to chyba
jest najwa¿niejsze, by nie udawaæ emocji. Takie s± moje niebieskie
migda³y, banalne a jednocze¶nie dla mnie stanowi± jaki¶ sens. Co¶
dla mnie bardzo wa¿nego. – poparzy³ na ni± z ciekawo¶ci±.
- W³a¶ciwie mówimy o tym samym, tylko, ja to uj±³em w inny sposób,
wiesz? – Roze¶mia³ siê. – Chod¼my dalej, przyjació³ko, bo jeszcze
zosta³a nam d³uga droga. – U¶miechn±³ siê do niej i wzi±³ j± nagle
za rêkê, zdziwiony jednocze¶nie tym naturalnym odruchem.
Przeszli przez Kozi Wierch, id±c na Zadni Granat i Po¶redni
Granat. Z wierzcho³ka Zachodniego Granatu ukaza³y im siê kolejne
piêkne widoki, którymi nie sposób by³o siê nie zachwycaæ. Trzy
doliny, G±sienicowa, Pañszczyca i Piêciu Stawów rozpo¶ciera³y siê
w dole. Na koniec Prze³êcz± miêdzy Kopami i szlakiem przez Boczañ
doszli z powrotem do Ku¼nic. Ich wêdrówka na dzisiaj zosta³a
zakoñczona. Samochodem wrócili do pensjonatu.
**
- A teraz wezmê gor±cy prysznic i si±dê przy rozpalonym kominku z
kieliszkiem wina w rêku – powiedzia³a g³o¶no do siedz±cych przy
stole. – Dziêkujê bardzo za przepyszn± kolacjê. Pójdê ju¿ do
siebie. Jestem zmêczona dzisiejsz± wêdrówk±, nóg nie czujê! –
Roze¶mia³a siê.
- Nieprzyzwyczajona jeste¶ do takiego wysi³ku – Anna popatrzy³a na
ni± pob³a¿liwie. – No có¿, wy, tam w mie¶cie, nie wiecie wcale, co
jest dla was dobre, a potem, kiedy tu przyje¿d¿acie to umieracie
ze zmêczenia! – roze¶mia³a siê.
- No tak, kilkana¶cie godzin za biurkiem a potem samochód, to robi
swoje. Spacery jedynie od ¶wiêta, a i tego czasem siê nie chce
nawet robiæ, to siê nie ma, co dziwiæ, ¿e wymiêkam po takiej
wêdrówce. Nie to, co ty – skierowa³a siê do niego – zaprawiony w
bojach, nie jeden ju¿ szlak przeszed³e¶ i zobaczcie, zero
zmêczenia na twarzy. – U¶miechnê³a siê do siedz±cego obok
przyjaciela. A on tylko spojrza³ na ni± swym z³o¶liwym wzrokiem.
- Zgadzam siê z Ann± – powiedzia³ – Jeste¶ do niczego, nie
nadajesz siê na takie d³ugie trasy. Co trudniejsze podej¶cie czy
zej¶cie musia³em asekurowaæ, co spowalnia³o nasz± wêdrówkê. –
powiedzia³ z³o¶liwie, ale z u¶miechem na twarzy, zjadaj±c ostatni±
kanapkê. Roze¶mia³a siê i szturchnê³a go w bok.
- To ja ciebie musia³am asekurowaæ, bo ¶lizga³e¶ siê na kamieniach
w tych swoich przepiêknych bucikach, które ju¿ do niczego siê nie
nadaj±! – ¶mia³a siê z tych przekomarzañ. – I gdyby nie ³añcuchy
to pewnie wyl±dowa³by¶ na samym dole przepa¶ci! –ju¿ z u¶miechem
tylko dokoñczy³a. – Ech, dobra, idê na górê. – Wsta³a od sto³u i
posz³a do swojego pokoju. Chwilê siedzia³ przy stole z Ann±,
zastanawiaj±c siê, co zrobiæ.
- To i ja te¿ pójdê wzi±æ prysznic. Jutro wracamy do domu. Trochê
szkoda, ¿e to tak krótko. Chcia³bym móc jeszcze sobie po³aziæ po
górach. – Zamy¶li³ siê.
- Przecie¿ zawsze mo¿esz tu przyjechaæ, przyjaciele przyjació³ s±
równie¿ naszymi przyjació³mi. Nasz dom jest zawsze do twojej
dyspozycji. – Anna ciep³o u¶miechnê³a siê do niego.
- Dziêki, pewnie kiedy¶ jeszcze z tego skorzystam. A teraz
pozwolisz, ¿e wycofam siê do siebie? – Odpowiedzia³ jej u¶miechem.
Poszed³ do swojego pokoju, wzi±æ ciep³± k±piel. A potem pomy¶la³,
¿e nie bardzo chce byæ sam przez ca³y wieczór. Cicho zapuka³ do
jej pokoju i wszed³. Siedzia³a ju¿ w fotelu opatulona ciep³ym
szlafrokiem, z wyci±gniêtymi nogami w stronê kominka, daj±cego
przyjemne ¿ó³te i ciep³e ¶wiat³o. Na stopach mia³a grube skarpety,
jakby ba³a siê, ¿e ciep³y kominek to jednak za ma³o.
- Chod¼, siadaj.- Powiedzia³a do niego, wyci±gaj±c w jego stronê
drugi kieliszek wina. – Wiedzia³am, ¿e przyjdziesz. – U¶miechnê³a
siê do niego. Zak³opotany ca³± sytuacj± usiad³ wygodnie w drugim
fotelu. Patrzy³ przez chwilê na ciep³e ¶wiat³o kominka,
przys³uchuj±c siê trzaskaj±cym polanom. Nie wiedzia³, co
powiedzieæ. Pojawi³o siê nagle miêdzy nimi zak³opotanie. S±czy³
swoje wino z przyjemno¶ci±.
- Jest bardzo delikatne. – zacz±³ rozmowê.
- To moje ulubione, kalifornijskie chardonnay. – Odpowiedzia³a. –
Ma w sobie nutkê owocow±, któr± bardzo lubiê. – Dokoñczy³a,
patrz±c na lekko ¿ó³ty kolor wina.
- Nie znam siê na winach, przecie¿ wiesz…- cicho odpowiedzia³.
- A na czym siê znasz? – zapyta³a z przekor± w g³osie.
- Czy ty mnie uwodzisz? – Nagle zapyta³ siê, patrz±c jej prosto w
oczy. Zarumieni³a siê jak nastolatka, choæ przesta³a ni± byæ ju¿
dawno temu. Nie wiedzia³a, co mu odpowiedzieæ na tak bezpo¶rednio
zadane pytanie.
- Nie odpowiedzia³e¶ mi. – powróci³a do swojego pytania.
- Nie zmieniaj tematu – odpowiedzia³. Popatrzyli siê na siebie i
oboje nagle siê roze¶miali. - Wracamy do punktu wyj¶cia, czyli
unikanie odpowiedzi, co? –powiedzia³ z³o¶liwie.
- I vice versa, mój drogi! – Nie by³a od niego gorsza.
- Musimy doj¶æ do jakiego¶ kompromisu, bo takim sposobem, to my
nigdy siê nie dogadamy – powiedzia³a z lekkim u¶miechem na twarzy.
- No to, kto pierwszy zaczyna? Ja czy ty? – zaproponowa³.
- Ty zaczynasz – odpowiedzia³a cicho. Zapatrzy³ siê przez chwilê
na p³on±cy w kominku ogieñ. - W czym jeste¶ dobry? – Szeptem
wypowiedzia³a ostatnie s³owa…
*
Przerwa³a czytanie zamy¶liwszy siê. Matylda spojrza³a na ni±,
cisnê³y siê jej do ust pytania, ale da³a czas przyjació³ce na
chwilê oddechu. A ona popatrzy³a przez okno, jakby chc±c odnale¼æ
tam swoje wspomnienia.
- I co by³o dalej? – Matylda cicho zapyta³a. Ciep³e blade ¶wiat³o
z lampki wisz±cej nad stolikiem o¶wietla³o jej d³onie.
- Nic nie by³o dalej, stchórzy³am i nie dokoñczy³am. Wyobra¼nia
mnie zawiod³a, a poza tym nie wiedzia³am, czy rzeczywi¶cie powinno
siê staæ to, do czego to wszystko zmierza³o. – Po raz pierwszy
tego wieczora u¶miechnê³a siê do siedz±cej naprzeciwko niej
przyjació³ki. – Zabrak³o mi odwagi, by w ogóle napisaæ o tym.
- Ale wed³ug ciebie poszli do ³ó¿ka ze sob± czy nie? – Matylda
zapyta³a.
- A jak my¶lisz? Chcia³aby¶, ¿eby tak siê sta³o? – Odpowiedzia³a
patrz±c na ni± z u¶miechem w oczach.
- Nie znam jeszcze zakoñczenia, bo w³a¶ciwie w tym zakoñczeniu
jest na pewno ca³y sens? –Zdziwi³a siê.
- Sens? – Zamy¶li³a siê przez chwilê, próbuj±c siê zastanowiæ nad
zadanym pytaniem. – Nie wiem…- cicho odpowiedzia³a…
**
Obudzi³a siê nagle, przera¿ona wydarzeniami wczorajszego wieczora.
Usiad³a na ³ó¿ku, zastanawiaj±c siê, co powinna teraz zrobiæ.
Wszystko posz³o nie tak! I czu³a ogromny wstyd za swoje
zachowanie. Z ulg± jednak odetchnê³a. Wsta³a i zaczê³a siê
pakowaæ. Postanowi³a jednak, ¿e pójd± dzisiaj na jeszcze jeden,
krótki szlak. Ubra³a siê. A kiedy to zrobi³a posz³a go obudziæ.
By³ ju¿ przygotowany. W milczeniu zeszli na ¶niadanie, nie
odzywaj±c siê do siebie, jakby wstydz±c siê tego wszystkiego, co
siê wydarzy³o, albo raczej, co siê nie wydarzy³o. Zdawali sobie
jednak sprawê, ¿e prêdzej czy pó¼niej bêd± musieli porozmawiaæ o
tym, ale oboje od³o¿yli tê rozmowê na pó¼niej. W ciszy tak¿e
zjedli ¶niadanie i nawet gadatliwo¶æ Anny nie pomog³a. Zdziwionym
wzrokiem pyta³a siê przyjació³ki, ale nie uzyska³a odpowiedzi.
- Anno, dziêkujê ci za wszystko – wsta³a od sto³u i u¶cisnê³a
przyjació³kê. – Odezwê siê do ciebie wkrótce – u¶miechnê³a siê do
niej serdecznie, daj±c tym do zrozumienia, ¿e opowie jej o
wszystkim przez telefon. Anna u¶miechnê³a siê do niej.
- Chod¼, pomogê siê wam spakowaæ do samochodu. – Powiedzia³a
tylko. A kiedy wszystko by³o ju¿ zrobione, u¶cisnê³y siê obie
mocno, wsiedli do samochodu, uruchomi³a go i powoli wyjecha³a z
posesji machaj±c do Anny.
- Pozwolisz, ¿e pójdziemy przed wyjazdem st±d na jeszcze jeden
szlak? – Zapyta³a go.
- Przecie¿ wiesz, ¿e chêtnie pójdê. Poza tym, chyba musimy
porozmawiaæ? – Popatrzy³ na ni± spod oka.
- Tak, musimy. – Odpowiedzia³a, nie patrz±c na niego.
Podjechali na parking i w milczeniu weszli na Siw± Polanê. Szli w
ciszy, przez chwilê nie wiedz±c, które z nich powinno zacz±æ.
Weszli w Dolinê Chocho³owsk±, by po trzech kilometrach i¶æ wzd³u¿
potoku. Bi³a siê z my¶lami, by w koñcu samej zacz±æ rozmowê.
- Uwielbiam tê trasê, jest tu, jak wszêdzie zreszt±, taka b³oga
cisza i spokój. A przede wszystkim ten szum potoku. A¿ nie chce
siê st±d w ogóle wyje¿d¿aæ. – Powiedzia³a, zachwycaj±c siê
ogl±danymi widokami.
- A czy wrócisz tu jeszcze? – Zapyta³.
- Nie wiem – cicho odpowiedzia³a. – To, co siê wczoraj wydarzy³o,
albo raczej mia³o siê wydarzyæ najbardziej chyba zawa¿y³o na tym,
¿e du¿o czasu up³ynie zanim tu kiedykolwiek jeszcze przyjadê. –
Powoli dochodzili do Polany Chocho³owskiej, z której rozpo¶ciera³y
siê widoki na dolomitowe turnie, szczyt Bobrowiec i Grze¶. Znów
miêdzy nimi zapanowa³a cisza. Skupili siê na swoich my¶lach, wci±¿
nie wiedz±c jak zacz±æ szczer± rozmowê, nie dostrzegaj±c
otaczaj±cej przyrody. Nie umieli nawet popatrzeæ sobie w oczy.
- Widzisz, przyja¼ñ polega na tym, ¿e siê nie robi takich g³upot,
jak± ja wczoraj chcia³am zrobiæ. – zaczê³a. – I dobrze wiem, ¿e to
by³by b³±d.- popatrzy³a na niego ze smutkiem, po raz pierwszy tego
dnia bezpo¶rednio w jego ciemne oczy. By³o w nich zak³opotanie.
- Nie chcia³em, naprawdê nie chcia³em tego wykorzystywaæ, choæ
bywaj± sytuacje, które wykorzystujê maksymalnie. Przyja¼ñ to nie
mi³o¶æ, to nie sex i dobrze o tym wiesz. – Powiedzia³ robi±c siê
nagle z³y.
- Wiem, ale chcia³am zaryzykowaæ i postawiæ wszystko na jedn±
kartê! – krzyknê³a - Postawi³am i przegra³am… - cicho ju¿,
niemal¿e szeptem powiedzia³a - Ju¿ teraz wiem, co by by³o gdyby,
wiesz? – Zatrzyma³a go, zmuszaj±c, by popatrzy³ w jej oczy –
Przepraszam ciê, przepraszam, ¿e jestem taka g³upia! - Krzyknê³a,
przez chwilê patrz±c na niego intensywnie, próbuj±c co¶ wyczytaæ z
jego oczu. – Wracajmy ju¿, pó¼no siê robi, a mnie czeka jeszcze
daleka droga do domu. – rozczarowana zakoñczy³a nagle tê rozmowê,
kieruj±c siê w drogê powrotn±. Zapanowa³a miêdzy nimi z³a cisza.
Wrócili t± sam± drog±, któr± przyszli, nie odzywaj±c siê do
siebie, nie podziwiaj±c ju¿ przyrody. W ciszy wsiedli do
samochodu. Poczu³a, ¿e wszystko straci³o ca³y swój sens i rado¶æ z
tego wyjazdu ulotni³a siê w mgnieniu oka.
Po kilku godzinach zajechali pod jego dom.
- Czy tyle warta jest twoja przyja¼ñ? – zapyta³a go, wyci±gaj±c z
baga¿nika jego plecak. Popatrzy³ na ni±, jakby chcia³ co¶
powiedzieæ, ale nie powiedzia³ nic.
- Czy to znaczy, ¿e to jest koniec? Nie odezwiesz siê wiêcej do
mnie? – zapyta³a jednak cicho. - Nie chcia³am nigdy, by tak
w³a¶nie siê to skoñczy³o, ale wiem ju¿, ¿e tak musi byæ. Taka jest
kolej rzeczy. Albo inaczej powiem, tak± cenê przysz³o mi za to
zap³aciæ… – mówi³a przez ³zy, wiedz±c, ¿e to jest kilka ostatnich
zdañ, jakie przysz³o jej wypowiedzieæ do niego.
- Zdawa³a¶ chyba sobie sprawê z tego, ¿e tak w³a¶nie mo¿e siê to
skoñczyæ? – Zapyta³ zdziwiony i wci±¿ z³y.
- To prawda, nigdy niczego sobie nie obiecywali¶my, a nadzieja
przecie¿ jest zawsze durna, prawda? – Odwróci³a od niego g³owê.
- Tak, niczego nigdy tobie nie obiecywa³em. Ty i ja to dwa inne
¶wiaty. Przecie¿ o tym wiesz. – Odpowiedzia³ jej cicho. Z³o¶æ go
opu¶ci³a. Wiedzia³ ju¿, ¿e pewnie wiêcej siê nie spotkaj±.
- Przepraszam ciebie, ale muszê ju¿ jechaæ. – Odwróci³a siê i
wsiad³a do samochodu, resztkami si³ zapali³a silnik. Nie
zatrzymywa³ jej. Odjecha³a.
- To nie jest koniec i dobrze o tym wiesz…Ty tak¿e jeste¶ moimi
niebieskimi migda³ami…- powiedzia³ szeptem w ¶lad za odje¿d¿aj±cym
samochodem z lekkim u¶miechem na twarzy, jakby co¶ sobie
postanowi³…
*
- Niebieskie migda³y. Ka¿dy przecie¿ jakie¶ ma…nie istniej± a
jednak s± w naszej g³owie… – powiedzia³a cicho, odk³adaj±c
ostatnie zapisane kartki. Matylda wziê³a j± za rêkê.
- Chod¼, napijemy siê czerwonego jak krew i mocnego jak mi³o¶æ
winka, na nasze smutki. A potem bêdzie ju¿ tylko lepiej…-
zagarnê³a przyjació³kê, jednocze¶nie wyci±gaj±c ze stojaka ciemn±
butelkê Merlota.
|
|