







Zobacz:
|
Opowiadania - Niebieska sukienka
*
Na palcach podesz³a do okna, jednocze¶nie zdziwiona tym, jakby
móg³ j± us³yszeæ. Zobaczy³a go z daleka i zadr¿a³a. Nie mia³a
ochoty widzieæ siê z nim akurat dzi¶. Postanowi³a, ¿e bêdzie
udawaæ. Udawaæ, ¿e jej nie ma. By³a na niego z³a i w ten sposób
chcia³a go ukaraæ. Zadr¿a³a jeszcze bardziej, kiedy zadzwoni³ do
drzwi wynajêtego mieszkania. „Nie, nie, nie! Nie dzwoñ! Nie ma
mnie!” – zas³oni³a uszy rêkami. Zaczê³a ko³ysaæ siê w przód i w
ty³. Jakby by³a ma³ym, niekochanym dzieckiem. Jej serce chcia³o
czego¶ innego, pragnê³o go zobaczyæ, ale jej rozum podpowiada³
ca³kiem na odwrót. „Cisza…Nareszcie upragniona cisza!” –
powiedzia³a do siebie, ale nagle dzwonek rozdzwoni³ siê z podwójn±
si³±.
- Magdaleno, otwórz te cholerne drzwi!!! Przecie¿ wiem, ¿e tam
jeste¶! – nagle zacz±³ w nie waliæ z ca³ej si³y. „O Bo¿e! Co
teraz? Przecie¿ s±siedzi us³ysz±, wyjd± zaraz i co wtedy? Co ja
mam robiæ?” – przestraszy³a siê. Podesz³a na palcach do drzwi i
spojrza³a przez wizjer. „ O Bo¿e, nie mogê go nie wpu¶ciæ! Musze
natychmiast podj±æ jak±¶ decyzjê!” – przez chwilê zastanawia³a siê
co zrobiæ. Wiedzia³a, ¿e czas ucieka, ¿e za chwilê drzwi obok
otworzy s±siadka, pani Kwiatkowska, która swoje w¶cibstwo wci¶nie
wszêdzie, a potem ca³a kamienica bêdzie wiedzia³a, ¿e ta spod
czwórki nie chcia³a wpu¶ciæ swojego kochanka. „O matko kochana, co
ja narobi³am?”. Nagle podjê³a decyzjê. Otworzy³a je zamaszy¶cie.
- I czego siê tak wydzierasz? Musisz? – w¶ciekle zapyta³a. A jego
twarz rozja¶ni³a siê szerokim u¶miechem i jak drzwi tak i on
zamaszy¶cie wszed³ do jej ma³ego mieszkanka.
- No co, musia³em ciê jako¶ namówiæ do otworzenia tych cudownych
drzwi. Przecie¿ wiem, ¿e oszukujesz! – u¶cisn±³ j±, stoj±c± jak
k³oda. Jeszcze chwila a pozwoli mu zrobiæ z ni± wszystko, co tylko
bêdzie chcia³. „Nie mo¿e tak, nie da siê. Musi to przerwaæ,
natychmiast!” Wyrwa³a mu siê z jego mocnego u¶cisku. Posz³a do
kuchni. Nie maj±c wyj¶cia poszed³ za ni±.
- Napijesz siê herbaty? – zapyta³a jakby nigdy nic, u¶miechaj±c
siê przy tym. Popatrzy³ na ni± i pomy¶la³, ¿e najchêtniej zabi³by
j± za ten jej spokój.
- Tak, po proszê. Ale tej twojej specjalnej. – przyrz±dzanie
herbaty stanowi³o dla niej ca³y rytua³, dziêki czemu mia³a sporo
czasu, by siê zastanowiæ nad tym dziwnym zwi±zkiem – nie
zwi±zkiem, jaki ich po³±czy³. Zaczê³a wspominaæ…
**
„Jak ja nienawidzê takich t³umów!” – pe³na z³o¶ci przebija³a siê
do swojego dzia³u w ksiêgarni. „ ¯eby w takim miejscu by³o tyle
ludzi? Od kiedy w ksiêgarniach jest tyle osób?” – dziwi³a siê
coraz bardziej. Narasta³ w niej coraz wiêkszy gniew. „Znajdê tylko
tê ksi±¿kê i siê st±d wynoszê. A potem pójdê na kawê do Bramy.” –
postanowi³a nagle, dochodz±c do swojego dzia³u. Przez chwilê
szuka³a ksi±¿ki, dla której mêczy³a siê po¶ród tego t³umu. Obok
niej stan±³ mê¿czyzna. On równie¿ szuka³ tutaj czego¶. A przecie¿
te ksi±¿ki nie nale¿a³y do najtañszych i najczê¶ciej tu w³a¶nie
by³o zawsze pusto. „Jest! Tego w³a¶nie mi trzeba” – znalaz³a swoj±
ksi±¿kê i wyci±gnê³a rêkê, by siêgn±æ po ni±. W tej samej chwili
d³oñ mê¿czyzny siêgnê³a po to samo. Spotkali siê d³oñmi a ona ze
z³o¶ci± popatrzy³a na niego.
- I co teraz? Nie ma drugiego egzemplarza… – powiedzia³a, kieruj±c
wzrok prosto na mê¿czyznê.
- Nic teraz, na pewno ja j± kupiê, bo jej potrzebujê, a co pani
zrobi to ju¿ pani sprawa. – powiedzia³ do niej, wzruszaj±c
ramionami i nie zwracaj±c na ni± uwagi, mocno trzymaj±c ksi±¿kê.
- O nie, nie pozwolê na to! – stwierdzi³a, trzymaj±c j± razem z
nim. – Nie po to przebija³am siê przez te t³umy, by teraz
zrezygnowaæ z tego zakupu! To ja j± kupiê i nie obchodzi mnie, co
pan zrobi. – powiedzia³a ze z³o¶ci±, parafrazuj±c jego s³owa.
Popatrzyli na siebie w taki sposób, jakby chcieli siê zabiæ, nie
mog±c siê tylko zdecydowaæ, jakim narzêdziem to zrobi±.
- No to pat, ja nie zrezygnujê, pani te¿ nie zrezygnuje. Licytujmy
w takim razie. – zaproponowa³ nagle, nagle siê do niej
u¶miechaj±c.
- Licytujmy? – roze¶mia³a siê sarkastycznie – A co tu licytowaæ?
Ale faktycznie, musimy siê jako¶ porozumieæ, poniewa¿ ja te¿ tê
ksi±¿kê naprawdê potrzebujê i to pilnie bardzo. A pan zdaje siê
te¿ nie wykazuje chêci zrezygnowania. – zastanowi³a siê przez
chwilê. – A mo¿e by tak pan poszed³ do innej ksiêgarni, co? A ja
spokojnie bêdê mog³a j± wzi±æ… – zaproponowa³a.
- Skoro pomys³ na licytacjê pani siê nie spodoba³, a ja niestety,
ale nie mam czasu na je¿d¿enie po innych ksiêgarniach, wiêc musimy
w takim razie ustaliæ priorytety. Do czego jest pani potrzebny
akurat ten tytu³? – zapyta³, wci±¿ patrz±c w jej oczy. Zastanowi³a
siê nad w³a¶ciw± odpowiedzi±.
- Widzi pan, dosta³am bardzo pilne zlecenie i muszê u¿yæ programu,
o którym nie mam zielonego pojêcia. A ¿eby w szybkim, a raczej w
ekspresowym tempie nauczyæ siê go, potrzebujê w³a¶nie tej ksi±¿ki.
No, a do czego jest potrzebna panu? – zapyta³a powa¿nym tonem. Dla
niej to nie by³y ¿arty.
- No ja mam podobny problem, jak pani. Proponuje zrobiæ tak,
pozwolê pani kupiæ tê ksi±¿kê pod jednym warunkiem… - zawiesi³
g³os, delikatnie siê u¶miechaj±c.
- Oh, dziêkujê bardzo za ³askawo¶æ. Nie spodziewa³am siê, ¿e
dostanê od pana takie pozwolenie – powiedzia³a sarkastycznie – Ale
zanim roze¶miejê siê panu prosto w twarz, niech siê dowiem, co to
za warunek? – u¶miechnê³a siê z³o¶liwie.
- Po pierwsze pójdziemy na kawê, a po drugie…
- Ale to bêd± ju¿ dwa warunki! – roze¶mia³a siê, przerywaj±c mu –
Ale s³ucham, co ma pan jeszcze do dodania? – speszy³ siê lekko,
jakby zawstydzi³ siê swojej bezczelno¶ci.
- No có¿, ma pani racjê, to bêd± dwa warunki. My¶lê jednak, ¿e
warte rozpatrzenia przez pani±. Otó¿, moim drugim warunkiem jest,
by¶my razem po prostu popracowali…- nie¶mia³o spojrza³ na ni±.
Zaskoczy³o j± to. Przez chwilê patrzy³a na niego, nie mog±c
uwierzyæ, ¿e on mówi to powa¿nie.
- Pan chyba ¿artuje, prawda? To jest jaki¶ absurd! – roze¶mia³a
siê nagle, jak z dobrego ¿artu. Nagle zamilk³a przygl±daj±c siê
jemu. Mierzyli siê wzrokiem, ona jakby chcia³a siê upewniæ, ¿e
jednak nie mówi powa¿nie, on, ¿eby jej pokazaæ, ¿e naprawdê nie
¿artuje.
Podoba³ siê jej. By³ od niej sporo wy¿szy, ale nie na tyle, by
czuæ siê przy nim niepewnie. Ubrany w dobrze skrojony garnitur, od
razu widaæ, ¿e szyty na miarê, w modnych bucikach. W³osy te¿
krótko przystrzy¿one na odpowiedni± d³ugo¶æ. Zreszt± nie
pasowa³yby mu d³u¿sze. I te jego d³onie, d³ugie, smuk³e palce,
zakoñczone przyciêtymi paznokciami, widaæ od razu, ¿e facet dba o
siebie. Sprawia³, ¿e czu³a siê przy nim bezpiecznie. Tak, od razu
to zauwa¿y³a. Choæ rozum podpowiada³ jej, ¿e niezbyt bezpiecznie
jest umawiaæ siê gdziekolwiek z obcymi mê¿czyznami. Waha³a siê.
Nie wiedzia³a, co ma zrobiæ.
- No dobrze – postanowi³a nagle – To co, najpierw kawa, czy
wspólna praca? – zapyta³a, nie¶mia³o, spojrzawszy na niego. – Czy
mo¿e po³±czymy obydwie te przyjemno¶ci? – u¶miechn±³ siê do niej
szeroko.
- Wiedzia³em, ¿e jest pani rozs±dn± kobiet± i w koñcu siê pani
zdecyduje. My¶lê, ¿e najpierw pójdziemy na kawê, musimy siê
przecie¿ odrobinê poznaæ, ¿eby móc razem pracowaæ, prawda? –
kiwn±³ protekcjonalnie g³ow±. – Ale pozwoli pani, ¿e ja zap³acê za
tê ksi±¿kê? – zaproponowa³.
- Dobrze, niech bêdzie, niech ju¿ ta ksi±¿ka bêdzie pana. –
zgodzi³a siê, puszczaj±c z r±k ksi±¿kê, któr± ca³y czas razem
trzymali. – To gdzie pójdziemy na tê kawê? Ja proponujê pój¶æ
tutaj, niedaleko, do Bramy. Jest w niej mi³o i sympatycznie, i
do¶æ przytulnie…
- Nie ma sprawy, mo¿e byæ ta Brama. Co prawda nie znam jej, ale mi
to nie przeszkadza.
Popatrzy³ na ni± z ciekawo¶ci±. Nie by³a brzydka, ale te¿ nie by³a
piêkno¶ci±, mia³a w sobie to co¶ w³a¶nie, co jemu zawsze siê
podoba³o w kobietach, delikatno¶æ dzieciêcej urody, choæ widaæ
by³o, ¿e jest dojrza³± kobiet±. Mia³a co¶ w oczach, co go
niepokoi³o a jednocze¶nie powodowa³o, ¿e czu³ siê bezpiecznie.
By³a zadbana. Ubrana w ca³kiem zgrabny kostium, choæ mia³
wra¿enie, ¿e niezbyt dobrze siê w nim czuje, sprawia³a wra¿enie,
¿e go nawet nie lubi. By³ jej ciekaw. By³ naprawdê ciekaw stoj±cej
naprzeciw niego kobiety. Czu³, ¿e musi j± poznaæ. A patrz±c prosto
w jej oczy odnosi³ wra¿enie, ¿e wszystko doko³a zielenieje,
przestaje mieæ jakiekolwiek znaczenie. Co¶ by³o takiego w tych jej
oczach, ¿e nie mo¿na by³o przej¶æ obojêtnie obok niej. Pierwszy
raz zdarza³o mu siê co¶ takiego. By³ ciekaw jak to siê dalej
rozwinie. St±d pewnie pomys³ na tê kawê i potem na tê ¶mieszn±
propozycjê wspólnej pracy. Sam siebie zaskoczy³, ale potem by³
ciekaw jej reakcji. I chyba siê nie zawiód³. By³a odwa¿na, musia³
jej to przyznaæ. Nie wygl±da³a na kobietê, która umawia siê z
obcymi facetami. Ciekaw by³, dlaczego zgodzi³a siê na tê kawê. Na
pewno nie omieszka siê o to zapytaæ…
*
Zadziwia³ wci±¿ sam siebie. Nie potrafi³ siê z ni± rozstaæ.
Przyci±ga³a go jak magnes. Nie wiele o niej wiedzia³, nie chcia³a
mówiæ o sobie, o swoim ¿yciu. Wiedzia³ tylko, ¿e ma ma³± córkê.
Czasem odczuwa³ pragnienie, by staæ siê ich czê¶ci±, ale
ewidentnie ona odsuwa³a go na bezpieczn± odleg³o¶æ, jakby ba³a siê
takiej blisko¶ci. Nie wiedzia³, czy ma mê¿a, czy mo¿e jakiego¶
bli¿szego przyjaciela, nic nie wiedzia³ o ojcu dziecka. Ale
wiedzia³, ¿e chce z ni± byæ. Wiedzia³, ¿e ona chce spotykaæ siê z
nim. Przynajmniej teraz. Miêdzy nimi by³ prosty uk³ad. S± razem,
daj±c sobie po prostu odrobinê przyjemno¶ci. Uk³ad bez zobowi±zañ.
¯adnych obietnic, ¿±dañ, czy pró¶b. Ale jemu zaczyna³o to nie
wystarczaæ.
Byæ mo¿e chcia³ czego¶ wiêcej, ale musia³ zdusiæ w sobie wszystkie
tego typu odczucia. Czu³, ¿e jest skurwysynem, bo pomimo tego, ¿e
uwielbia³ z ni± spêdzaæ czas, to planowa³ swój ¶lub. Ale przecie¿
nie z ni±. Ona o tym jeszcze nie wiedzia³a i nie zamierza³ jej o
tym mówiæ, przynajmniej na razie. Ona dawa³a mu to, czego pragn±³.
On dawa³ jej to, czego ona pragnê³a. Nic skomplikowanego. Czasem
tylko odnosi³ wra¿enie, ¿e zbli¿a ich do siebie co¶ znacznie
wa¿niejszego. Przynajmniej on tak czu³. Ona nie dawa³a mu
w³a¶ciwie ¿adnej szansy na cokolwiek innego. Tak mia³o byæ i ju¿.
Nie wydzwania³a do niego wieczorami, nie pojawia³a siê nigdy w
nieoczekiwanych miejscach, tych miejscach, w których mogli siê
ca³kiem przypadkiem spotkaæ. I tak mia³o byæ, tak by³o dobrze. Dla
nich obojga.
Ale którego¶ dnia, wszystko siê zmieni³o. Nagle. On siê zmieni³. I
wtedy ju¿ nie wiedzia³, co ma zrobiæ, co wybraæ. Przygotowania do
¶lubu, jego ¶lubu ruszy³y pe³na par±. Wszystko ju¿ by³o
przygotowane. Co prawda czu³ olbrzymie w±tpliwo¶ci, czy kobieta,
któr± wybra³ to w³a¶nie ta, ale nie umia³ siê ju¿ wycofaæ. A mo¿e
wtedy w³a¶nie pokaza³, jak wielkim jest tchórzem? Sam ju¿ nie
wiedzia³. Postanowi³, ¿e razem z Magdalen± wybierze siê w krótk±
podró¿. Jaki¶ taki wypad weekendowy. Ostatni raz. Obieca³ sobie,
¿e wtedy jej powie, ¿e za kilka dni siê ¿eni, ¿e to ju¿ koniec ich
dziwnego zwi±zku.
Oprowadza³a go po wszystkich zak±tkach miasta, znanych tylko jej.
Dowiedzia³ siê, ¿e tu siê wychowa³a, nad tym morzem. Jej
ukochanym. Zadziwia³a go coraz bardziej. Pierwszy chyba raz tak
bardzo siê przed nim otworzy³a. A on mia³ okazaæ siê ³ajdakiem nad
³ajdakami. Ale musia³, musia³ byæ z ni± szczery. Te kilkana¶cie
godzin walki samego ze sob±, nie pozwala³o mu siê cieszyæ tak
bardzo upragnion± blisko¶ci±. I tak namiêtnie siê z nim kocha³a,
jakby by³ dla niej najwa¿niejszy. Czasami mia³ wra¿enie, ¿e
oddawa³a mu nie tylko swoje cia³o, ale i duszê. Co¶, czego pragn±³
zawsze. I to w³a¶nie za chwilê mia³o siê skoñczyæ…
*
- Czujesz, jak bardzo szum morskich fal uspokaja? – zapyta³a
wtulaj±c siê w niego. Przymknê³a oczy ws³uchuj±c siê w ten szum.
Popatrzy³ w dal, nie wiedz±c, co powiedzieæ. Odwróci³ j± do
siebie.
- Tak, uspokaja… Bêdê pamiêta³ te chwile do koñca ¿ycia, bo s± dla
mnie czym¶ wyj±tkowym – cicho wyszepta³ jej do ucha. By³o co¶
niepokoj±cego w jego g³osie. Popatrzy³a nie niego.
- Mam wra¿enie, ¿e co¶ jest nie tak…Co¶ siê sta³o? – zapyta³a z
niepokojem. Popatrzy³ na ni± ze smutkiem. Zaczyna³ siê denerwowaæ.
Nie wiedzia³, jak ma powiedzieæ to, co musia³o pa¶æ z jego ust.
- Magdaleno, pos³uchaj… - niepewnie zacz±³. Wyrwa³a mu siê z
ramion, czuj±c, ¿e to nie bêd± mi³e dla niej s³owa. – Muszê ci to
powiedzieæ, po prostu muszê, bo nie mogê ciê d³u¿ej oszukiwaæ… -
zaczyna³a siê denerwowaæ. Patrzy³a nie niego nieufnie, skupiaj±c
na nim uwagê.
- No mów wreszcie, nie trzymaj mnie w takiej niepewno¶ci –
u¶miechnê³a siê nerwowo. – Powiedz, o co ci chodzi?
- Chcê ci powiedzieæ, ¿e za dwa tygodnie biorê ¶lub…- popatrzy³ na
ni± nie¶mia³o. Zamurowa³o j±. Sta³a oniemia³a. Nie wiedzia³a, co
ma powiedzieæ. Patrzy³a tylko na niego ze zdziwieniem w swych
zielonych ogromnych oczach. Odebra³o jej mowê.
- Ty chyba sobie teraz ze mnie kpisz … – zdo³a³a wyksztusiæ cichym
g³osem.
- Przepraszam ciebie, ale musia³em ci to powiedzieæ, nie chcia³em
ciebie oszukiwaæ. Przecie¿ wiesz, co nas ³±czy³o, wiedzia³a¶, ¿e
to nie jest sytuacja na zawsze… - zacz±³ jej t³umaczyæ, jakby
chcia³ siê usprawiedliwiæ.
- Ty ³ajdaku! – krzyknê³a – Jak mog³e¶ spotykaæ siê ze mn±, maj±c
kogo¶ innego!? – nagle odzyska³a g³os. By³a w¶ciek³a, ¿e oszuka³
j± w taki sposób. – Jak mog³e¶? – cicho ju¿ powiedzia³a. – Jeste¶
nie tylko nie w porz±dku wobec mnie, ale wobec swojej przysz³ej
¿ony! Pomy¶la³e¶ o tym, kiedy ze mn± siê pieprzy³e¶!? – znów
krzyknê³a, chc±c swoj± wulgarno¶ci± uciszyæ narastaj±cy w niej
ból.
- Nie mów tak, proszê ciê, przecie¿ wiesz, ¿e dla mnie to nie by³o
pieprzenie siê! - mówi³ z przykro¶ci± w g³osie.
- A co to by³o? Powiedz mi, co to wed³ug ciebie by³o? A z ni±, te¿
siê pieprzy³e¶? Wraca³e¶ ode mnie i szed³e¶ do niej? – pyta³a
ura¿ona do granic mo¿liwo¶ci. Zrani³ j± najbole¶niej, jak tylko
mê¿czyzna mo¿e zraniæ. Nie odpowiedzia³ jej na to pytanie, tym
samym daj±c jej do zrozumienia, ¿e nie by³a jedyna. Jej ramiona
opad³y w bezradnie. Odwróci³a siê na piêcie i posz³a w kierunku
pensjonatu, w którym siê zatrzymali.
- Magda, poczekaj, proszê! – krzykn±³ za odchodz±c± kobiet±.
Wiedzia³, czu³, ¿e nie móg³ jej bardziej zraniæ, ni¿ w tej chwili.
Chcia³ j± jako¶ przeprosiæ, ale wiedzia³, ¿e tego siê ju¿ nie da
zrobiæ. Podbieg³ do niej, szli w milczeniu przez chwilê.
- Co teraz? – cicho powiedzia³a. Podda³a siê tej sytuacji. Nie
chcia³a o niego walczyæ, a mo¿e nie by³o o kogo? Zabola³o go to
trochê, ¿e nawet nie próbowa³a tego, ale z drugiej strony chyba j±
rozumia³.
- Teraz? Nie wiem, co teraz…- odpowiedzia³. Dochodzili ju¿ do
pensjonatu.
- Ale ja wiem, teraz zapakujemy siê do samochodu i wrócimy do
domów. Swoich domów. A potem bêdê udawaæ, ¿e nigdy ciebie nie
spotka³am. – powiedzia³a z nag³± pewno¶ci± w g³osie. Zniknê³a ju¿
zagubiona i bezradna kobieta, a co najwa¿niejsze roz³oszczona
kobieta. Popatrzy³ na ni± z podziwem, ¿e nie robi³a mu awantury,
¿e nie domaga³a siê rzeczy niemo¿liwych. Ale nie zdawa³ sobie
sprawy, ile j± to kosztowa³o. Swoje uczucia i emocje schowa³a
g³êboko, odstawiaj±c to wszystko na bok, na odpowiedniejsz±
chwilê, na wtedy, kiedy bêdzie ju¿ sama i bêdzie mog³a w spokoju
pop³akaæ.
Ruszyli spod hotelu, nie rozmawiaj±c ze sob± przez d³u¿sz± chwilê.
Pod wieczór dotarli do miasta. Na po¿egnanie wyci±gnê³a do niego
dr¿±c± rêkê, w ten sposób zdradzaj±c, ¿e taka obojêtna wcale nie
jest.
- Z mieszkania, oczywi¶cie, zrezygnujê, bo chyba nie ma potrzeby
dalej go wynajmowaæ, prawda? – cicho powiedzia³a, kiedy u¶cisnêli
ju¿ sobie rêce.
- Tak, zrezygnuj. – odpowiedzia³ – Proszê ciê, nie miej do mnie
¿alu. Kiedy¶ mo¿e ci to wyt³umaczê – cicho powiedzia³.
- Nie s±dzê – z twardo¶ci± w g³osie odpowiedzia³a. – ¯egnaj. I
¿yczê ci powodzenia! – krzyknê³a ju¿ z samochodu. Pojecha³a do
swojego domu, ruszaj±c z piskiem opon. W ten sposób pokaza³a, jak
bardzo jest w¶ciek³a. I pêdzi³a tak przez miasto, przekraczaj±c
wszelkie mo¿liwe ograniczenia prêdko¶ci, jakby chcia³a w ten
sposób roz³adowaæ swoj± z³o¶æ…
*
- Proszê, to twoja herbata. – postawi³a dwa kubki na stoliku w
kuchni. Onie¶mieleni nag³± swoja obecno¶ci±. Nie wiedzia³a, co ma
mu powiedzieæ. On te¿ nagle straci³ rezon. Czuli siê bardzo
niezrêcznie.
- I co, bêdziemy tak milczeæ teraz? – zapyta³a nie¶mia³o
u¶miechaj±c siê do niego.
- Mo¿emy, chocia¿ raz pomilczeæ. Ostatnim razem du¿o miêdzy nami
pad³o s³ów, nie s±dzisz? – zapyta³, bior±c w rêkê kubek z gor±cym
napojem. Popatrzy³a tylko na niego, nie odpowiadaj±c.
- Jak tam twoje ma³¿eñstwo? – zapyta³a znienacka, zdziwiona, ¿e
mo¿e j± to w ogóle interesowaæ. A przecie¿ wcale j± to nie
obchodzi³o.
- Nie uk³ada siê nam. – cicho powiedzia³. – Magda, têskni³em za
tob±. – nagle doda³.
- Nie masz prawa za mn± têskniæ! – powiedzia³a z³a. I jednocze¶nie
z³oszcz±c siê na siebie, ¿e okazuje mu jakiekolwiek uczucia.
Dotkn±³ jej rêki, pieszcz±c jej palce. Jej serce zaczê³o mocniej
biæ. „Muszê co¶ zrobiæ, bo za chwilê stracê panowanie nad sob±” –
pomy¶la³a.
- Nie masz prawa mnie dotykaæ! – g³o¶no powiedzia³a, zabieraj±c
d³oñ. Ale b³ysk w oku j± zdradzi³.
- Proszê ciê, nie odrzucaj mnie teraz, w³a¶nie teraz. Potrzebujê
ciê… – cicho powiedzia³ do niej. Popatrzy³a mu prosto w oczy. I to
by³ jej b³±d. Nie powinna by³a przede wszystkim patrzeæ mu w oczy,
bo czu³a, ¿e siê rozp³ywa w uczuciu do niego, którego wcale nie
chcia³a. Z ka¿d± sekund± czu³a, ¿e bêdzie jego, bez wzglêdu na
konsekwencje. ¯e chce byæ w jego ramionach, choæby zaraz mia³
skoñczyæ siê ¶wiat. ¯e za chwilê stanie siê to, czego nie chce,
choæ bardzo tego pragnie. Tak, pragnie go ca³± sob±. I on to
wyczu³…
Le¿eli spleceni w u¶cisku. Wyczerpani. Szczê¶liwi, ¿e znów dane im
by³o to prze¿yæ. U¶miecha³a siê zadowolona. Nie zamieni³aby tej
chwili na ¿adn± inn±. Delikatnie j± poca³owa³ w czo³o. Uwielbia³a,
kiedy ca³owa³ j± w³a¶nie w ten sposób.
- Co teraz bêdzie? – cicho powiedzia³a. Przez chwilê siê
zastanawia³. Tak naprawdê nie wiedzia³, co ma jej powiedzieæ.
W³a¶ciwie nawet tego nie planowa³. Nie s±dzi³, ¿e to spotkanie
skoñczy siê w³a¶nie tak. Chocia¿ mo¿e powinien by³ to przewidzieæ?
Wiedzia³ jak bardzo na ni± dzia³a³, wiedzia³, ¿e pomimo jej z³o¶ci
i rozgoryczenia, uwielbia³a jego poca³unki, uwielbia³a jego
pieszczoty, ¿e to by³o dla niej to co¶. Nie wiedzia³, ¿e nie
zrezygnowa³a z niego. Udowodni³a mu jednak, ¿e nic poza nim nie ma
znaczenia. Pochlebia³o mu to, mile ³echta³o jego mêsk± pró¿no¶æ.
Nie wiedzia³, co bêdzie dalej, nie wiedzia³, jak siê to wszystko
skoñczy. A przede wszystkim czym. Wiedzia³ jednak, ¿e na pewno
jako¶ siê to zakoñczy, nie chcia³ teraz o tym my¶leæ. Chcia³
my¶leæ tylko o niej.
- Cicho, nie my¶l teraz o tym, to nie jest wa¿ne. Skup siê na mnie
lepiej – i znów j± poca³owa³. Chcia³, by ten wieczór siê nie
skoñczy³. Chcia³ jej daæ dzisiaj wszystko. I ona bra³a jakby
chcia³a go takiego w³a¶nie zapamiêtaæ. Czas, miejsce nie mia³o
dzisiaj znaczenia…
*
„To bêdzie ostatni nasz wieczór” – pomy¶la³a, przygotowuj±c siê do
spotkania. „To bêdzie ostatnia nasza noc, a potem pozwolê mu
odej¶æ. Za¿±dam, by odszed³” – wyci±gnê³a z szafy niebiesk±
sukienkê, któr± tak lubi³, postanawiaj±c z ca³± si³± swojego
charakteru, ¿e tak w³a¶nie zakoñczy siê ich zwi±zek. „ Tak d³u¿ej
nie mo¿e byæ, nie zniosê ju¿ wiêcej jego powrotów do ¿ony.
Nienawidzê jej za to, ¿e go mo¿e mieæ, a ja nie. Nienawidzê!” –
powtarza³a uparcie ubieraj±c niebieski stanik i zak³adaj±c
sukienkê. Nie za³o¿y³a oprócz tych dwóch rzeczy nic wiêcej.
Wiedzia³a, ¿e jego to rozpali do bia³o¶ci. Tego w³a¶nie pragnê³a.
Chcia³a, by jej po¿±da³, jak nigdy dot±d. „To bêdzie dla niego
odpowiednia kara” – u¶miechnê³a siê do siebie, zadowolona z
osi±gniêtego wyniku. Z zadowoleniem popatrzy³a na siebie w lustro.
Wiedzia³a, ¿e to, co ma na sobie podzia³a na niego odpowiednio.
Chcia³a byæ dzisiaj wyuzdana i wiedzia³a, ¿e jej siê uda³o.
Wynajê³a na ten cel pokój w hoteliku. Wszystko w³a¶ciwie
zaplanowa³a odpowiednio. Odpowiednie wino, odpowiednia atmosfera.
Wszystko zgrane do ostatniej chwili. Nawet jej odej¶cie by³o
skrupulatnie zaplanowane. Wiedzia³a, ¿e jej siê to wszystko uda.
Wiedzia³a, ¿e tak w³a¶nie musi byæ. Musi tak post±piæ. Inaczej siê
po prostu nie da. To bêdzie jej zemsta. S³odka zemsta. Zaczê³a
odrobinê siê denerwowaæ, kiedy zbli¿a³a siê godzina wyj¶cia z
domu. „Poradzê sobie, poradzê” – powtarza³a, jakby to by³a jej
mantra. Wiedzia³a, ¿e nadchodzi jej czas…
Wychodz±c z pokoju, cicho zaczê³a do siebie mówiæ wiersz, jaki
kiedy¶ przeczyta³a…
„cichy hotelowy pokój
ja i ty
zmys³owo ¶ci±gam
niebiesk± sukienkê
w twoich oczach widzê
po¿±danie…
…dzi¶ bêdê dla ciebie
dziwk±!
uwodzê ciê i wiem
¿e za chwilê we mnie
utoniesz…
…rozchylam uda…
by¶ móg³ mnie wzi±æ
tak jak lubisz
…silne ramiona mocno
mnie obejmuj±…
…moje paznokcie wbijaj± siê
w twoj± skórê –
to prezent dla twojej ¿ony i…
i na koniec wykrzykujê…
…innego imiê…
Wiedzia³a, ¿e wygra³a. Tylko, dlaczego nie czu³a ¿adnej z tego
satysfakcji? £zy same zaczê³y p³yn±æ z jej oczu…To by³ koniec
wszystkiego…
|
|